Arsenal - Liverpool. Cała Anglia na to czeka!
Niedziela, 17.30. Siadamy głęboko w fotelach, ale nie zapinamy pasów, żeby było jeszcze bardziej nieprzewidywalnie. 90 minut na Emirates albo wykluczy gospodarzy z walki o mistrzostwo Anglii, albo mocno ją skomplikuje. Chyba lepiej pozostać przy tym, by w końcu nie duet, a trio biło się do końca o trumf w Premier League. To jeden z meczów, na który czeka cała Anglia.
W najlepszej sytuacji może być po weekendzie Manchester City, który gra dopiero w poniedziałek ze słabiutkim Brentfordem i będzie już świadom, w jaki sposób mecz Arsenalu z Liverpoolem wpłynął na losy tytułu. Dobre położenie The Citizens wynika również z tego, że mają oni zaległe spotkanie (także z Btentfordem, ale u siebie), więc zakładając wygraną w nim, obecny wicelider może niebawem albo odrobić straty, albo zbliżyć się na dwa punkty do Liverpoolu, albo w ogóle go wyprzedzić.
Przed rokiem w walce o tytuł drużynie Pepa Guardioli Arsenal towarzyszył do samego końca. Tym razem dołączył do tego duetu Liverpool i będzie to ostatni taki wyścig, biorąc pod uwagę zapowiedź Jurgena Kloppa o opuszczeniu Anfield na koniec sezonu. To dawno niespotykana sytuacja na Wyspach, z reguły bowiem sprawa dotyczyła dwóch zespołów. Widać więc jak na dłoni, jak bardzo ważne jest niedzielne spotkanie. Jest jeszcze jedna sprawa, którą podnoszą brytyjscy publicyści – wspomniany Klopp ze względu na pandemię nie miał okazji świętować jedynego tytułu mistrzowskiego zdobytego z The Reds, ponieważ w 2020 roku na przeszkodzie stanęła pandemia. Teraz wygrana w najbardziej prestiżowych rozgrywkach w Europie może zyskać szczególną oprawę, w końcu z odejściem niemieckiego szkoleniowca nastąpi koniec pewnej epoki.
Liverpoolczycy są na fali, ostatnio rozbili Chelsea aż 4:1. To drużyna niepokonana w 15 kolejnych spotkaniach ligowych, mająca szansę na potrójną koronę na Wyspach (także Puchar Anglii i Puchar Ligi Angielskiej, gdzie zagra w finale z Chelsea), choć tym razem musi obejść się smakiem, jeśli chodzi o Ligę Mistrzów. Może jednak powetować sobie tę nieobecność skuteczną kampanią w Lidze Europy, a dodajmy, że akurat tego trofeum (nie liczymy bowiem Pucharu UEFA) The Reds nie mają w swojej gablocie. Co ma do zaoferowania Arsenal? Na pewno dość widowiskowy styl, mocny początek sezonu i nieco gorszą drugą część. Ten niewielki kryzys zapoczątkował właśnie mecz z Leverpoolem (1:1) tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Po nim były dwie ligowe wpadki (z West Ham United i Fulham) oraz przegrana w Pucharze Anglii z The Reds 0:2. Trener Mikel Arteta stoi także przed zadaniem załagodzenia nieporozumień w zespole, do których doszło po ostatnim spotkaniu z Nottingham Forest (2:1 na wyjeździe). Do oczu skoczyli sobie Oleksandr Zinczenko i Ben White. Powodem był gol stracony w końcówce spotkania, obaj gracze zaczęli przerzucać się winą za to niepowodzenie. Szkoleniowiec zbagatelizował incydent, uważa, że w każdym zespole powinno iskrzyć, ale podczas swojej wypowiedzi na konferencji prasowej musiał także odnieść się do spekulacji, że jest jednym z głównych kandydatów do objęcia stanowiska w Barcelonie po ustępującym niebawem Xavim. Arteta to spryciarz, szybko zmienił temat przerzucając rozmowę na niedzielny hit z Liverpoolem. Tu pytanie zasadnicze pytanie brzmi: czy jest on w stanie przechytrzyć Kloppa, ale żadne konkretne odpowiedzi nie padły. Po prostu, mamy spodziewać się świetnego widowiska, jakie są w stanie zagwarantować dwie drużyny walczące o mistrzostwo Premier League.
Jak to wcześniej bywało. Historia ich meczów jest długa i pełna wrażeń. Liverpool strzelili w nich 108 goli i jest jedyną drużyną, która osiągnęła trzycyfrowy wynik przeciwko Arsenalowi. Zespół Kloppa zdobywał bramkę w każdym z 16 ostatnich meczów tych drużyn w Premier League.
Arsenal kadrowo. Nieobecni to mający kłopot z pachwiną Fabio Vieira i Jurrien Timber (więzadła krzyżowe). Po trzech miesiącach przerwy wrócił do treningów Thomas Partey, ale to jeszcze nie pora na powrót do piekielnie ważnej rywalizacji. Kłopot z kolanem ma Gabriel Jesus, ale nie na tyle poważny, by zostać wykluczonym z niedzielnego hitu. Dwóch zawodników wyjechało szukać reprezentacyjnych przygód - Takehiro Tomiyasu z Japonią w Pucharze Azji i Mohamed Elneny z Egiptem w Pucharze Narodów Afryki.
Liverpool kadrowo. Japończyk Wataru Endo jest jak Tomiyasu z reprezentacją. Kontuzje leczą Mohamed Salah (nabawił się jej w Pucharze Narodów Afryki), Kostas Tsimikas, Stefan Bajcetić, Ben Doak, Joel Matip i Thiago Alcantara. W ostatnim starciu z Chelsea ucierpieli Alexis Mac Allister i Darwin Nunez. Ten pierwszy jest trudny do zastąpienia, za tego drugiego może wejść Cody Gakpo. Klopp ma jeszcze jeden problem, a właściwie dylemat, całkiem przyjemny. Swoją szansę świetnie wykorzystał 20-letni Conor Bradley, zadebiutował w Premier League przeciwko Bornemouth, zaliczył asystę, a przeciwko Chelsea dopisał gola i dwie asysty. Gdyby został wytypowany do składu, na ławce usiadłby Trent Alexander-Arnold.
Bohater: No właśnie wspomniany Bradley. Choć to tylko prawy obrońca, czyli gracz z pozycji mało spektakularnej, reprezentant Irlandii Północnej potwierdził reputację cudownego dziecka. Wiele dało mu wypożyczenie do Boltonu Wanderers. Skoro poradził sobie przeciwko Raheemowi Sterlingowi, to tym bardziej zatrzyma Gabriela Martinellego.
Prognoza: Statystyczna Opta daje tyle samo procent szans na wygraną obu drużynom – po 35,9 proc., remis jest możliwy w 28,2 proc. Czy deklaracja Kloppa o odejściu zdemotywuje Liverpool, czy wręcz przeciwnie doda energii w walce o odebranie tytułu MC? Na razie wszystko wskazuje na to, że na wszystkich zadziałało to motywująco. W podobnym tonie wypowiada się filar obrony Virgil van Dijk. Mimo to zaryzykujmy prognozę, w której wygrywają Kanonierzy. Skoro w niespełna dwa miesiące oba zespoły spotykają się po raz trzeci, raz był remis, raz wygrał Liverpool, to teraz…
Mój typ: 2:1.
Przypuszczalny skład Arsenalu: Raya - White, Saliba, Gabriel, Zinchenko - Odegaard, Rice, Havertz - Saka, Jesus, Martinelli.
Przypuszczalny skład Liverpoolu: Alisson - Alexander-Arnold (Bradley), Konate, Van Dijk, Robertson - Jones, Mac Allister, Szoboszlai - Jota, Gakpo, Diaz.