Barcelona – Real Betis. Zakuć, zdać, zapomnieć
Pół żartem, pół serio formę drużyny z Sewilli przed konfrontacją z Jagiellonią Białystok w Lidze Konferencji sprawdzi Barcelona. I odwrotnie – meczem z Realem Betisem drużyna Roberta Lewandowskiego i Roberta Szczęsnego szykuje się do ligomistrzowych bojów z Borussią Dortmund w Lidze Mistrzów. Realnie rzecz biorąc podopieczni Hansiego Flicka muszą wykonać kolejny krok w drodze do mistrzostwa.
Chodzi o to, by do majowego bezpośredniego starcia z Realem Madryt, które prawdopodobnie zdecyduje o triumfie w LaLiga, przystąpić z jak największą przewagą punktową. Na razie postawa Barcelony nie budzi żadnych zastrzeżeń. Mówimy o tej boiskowej, bo ta w działaczowskich gabinetach pozostawia niestety wiele do życzenia, czego dowodem są kolejne perturbacje natury finansowej. Właściwie jest to kolejna sprawa z pogranicza sportu, prawa i księgowości, tym razem dotyczy ona rejestracji Daniego Olmo i Pau Victora. Wracając jednak do futbolu, to chyba najlepszy czas Katalończyków od lat. Mogą oni nawet po raz trzeci w historii sięgnąć po najwartościowszą potrójną koronę, czyli mistrzostwo, Puchar Króla, w którym zagrają w finale z Królewskimi, i Ligę Mistrzów. W tych ostatnich rozgrywkach mają stosunkowo łatwą ścieżkę, bo w ćwierćfinale trafili na Borussię Dortmund. Nieco gorzej może być w półfinale, gdzie w razie awansu czekać będą Bayern lub Inter. Już niezależnie od przeciwnika forma Blaugrany jest rewelacyjna. 21 kolejnych meczów bez porażki, w tym siedem ostatnich spotkań z kompletem zwycięstw – to najlepsza wizytówka, w dodatku okraszona świetnymi występami nie tylko Lewandowskiego, ale i Szczęsnego. Ale to wszystko to przede wszystkim zasługa trenera Flicka, który wprowadził przejrzyste zasady funkcjonowania w zespole i doboru piłkarzy do podstawowej jedenastki. Niemiec spowodował również, że drużyna spisując się rewelacyjnie na jednym froncie, zaniedbuje inne. Teraz nic nie odbywa się kosztem czegoś, wszystko współgra jak w najlepszej maszynie. Flick potrafił również stworzyć i udoskonalić swój galowy tercet graczy ofensywnych. Każdy tuz europejski musi polegać na przynajmniej trzech graczach wzajemnie się wspierających i biorących na siebie ciężar. Są już tacy, którzy uważają, że Lamine Yamal, Raphinha i Lewandowski znaczą w tej chwili więcej niż Rodrygo, Kylian Mbappe i Vinicius dla Realu czy lata wcześniej Roberto Firmino, Mohamed Salah i Sadio Mane dla Liverpoolu.
Jak ostatecznie zbudowana została Barcelona, przekonamy się na finiszu sezonu, teraz wiemy tyle, że w kolejnych wyzwaniach na poziomie ligowym, póki nie dojdzie do konfrontacji z Królewskimi, jest mniej więcej jak ze studentami na nieciekawych, ale obowiązkowych zajęciach. Wszyscy wypatrują ich końca, najlepiej z pozytywnie zdanym egzaminem według reguły „zakuć, zdać, zapomnieć”. Zwłaszcza ci najbliżsi przeciwnicy nie będą nad wyraz wartościowi, choć akurat Real Betis zajmuje szóste miejsce i z nadzieją goni Athletic, by zająć miejsce premiowane grą w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie. Podopieczni Manuela Pellegriniego mają też inny cel – skoro dotarli już tak wysoko w Lidze Konferencji, to dobrze byłoby to trofeum zdobyć. Tyle że na ich drodze już w czwartek stanie Jagiellonia i tu należy zastanowić się, które z tych wyzwań okaże się dla Realu Betisu istotniejsze.
Zatrzymując się na chwilę na pucharach, podopieczni Pellegriniego mają już za sobą starcie z polskim zespołem, na starcie rozgrywek w fazie ligowej przegrali w Warszawie z Legią. I było to o tyle zaskakujące, że przecież grali w całkiem niezłym zestawieniu, nie do końca lekceważąc polskiego przeciwnika w inauguracji. Z czasem szło ekipie z Sewilli coraz lepiej, a ostatnio nawet rewelacyjnie, biorąc pod uwagę sześć zwycięstw i jeden remis w siedmiu ostatnich spotkaniach. Generalnie rok 2025 jest dla Realu Betisu udany, najbardziej dotkliwym meczem był ten w Pucharze Króla przeciwko… Barcelonie przegrany aż 1:5. Ale już w lidze między tymi drużynami padł remis 2:2 i to dowodzi, że drużyna Pellegriniego umie grać przeciwko tęgim zespołom. Przekonał się o tym Real Madryt przegrywając na początku marca 1:2, Real Sociedad, który dostał łupnia 3:0, Villarreal i Atletico również musiało pogodzić się z porażką. Uznajmy więc te doświadczenia za znaczące ostrzeżenie dla Barcelony, która spodziewa się pewnie łatwego starcia.
Patrzymy teraz na kadrowe możliwości obu zespołów. W Barcelonie nie zagrają Olmo, Marc-Andre ter Stegen, Marc Casado, Marc Bernal i Andreas Christensen. Nie wiadomo co z Yamalem, który doznał urazu w środowym meczu przeciwko Atletico w Pucharze Króla. Najważniejszą wiadomością dla kibiców Realu Betisu przed meczem z Barceloną jest wznowienie treningów przez Marca Rocę, który pauzował przez kilka kolejek. Nie wiadomo, czy wyjdzie przeciwko Barcelonie, ale ponoć jest na to szansa. Kluczowymi zawodnikami gości są wypożyczony z Manchesteru United Antony czy znany w występów w Tottenhamie Giovani Lo Celso.
Mój typ: 3:1.
Przypuszczalny skład Barcelony: Szczęsny - Kounde, Cubarsi, Martinez, Balde - De Jong, Gavi, Pedri - Yamal, Lewandowski, Raphinha.
Przypuszczalny skład Realu Betisu: Adrian - Sabaly, Bartra, Llorente, Rodriguez - Cardoso, Fornals - Antony, Lo Celso, Rodriguez – Hernandez.