Brzydka holenderska pomarańcza i piękny Leo Messi
Czy jest na mundialu w Katarze zespół tak samo krytykowany jak Polska? Tak, to reprezentacja Holandii. Z tą jednak różnicą, że oni walczą dziś o półfinał z Argentyną, a nasi piłkarze od kilku dni siedzą na wakacjach. Leo Messi i spółka nie chcą sprzedać skóry Louisowi van Gaalowi.
Spośród wszystkich 32 zespołów występujących w mundialu tylko trzy przystępowały do turnieju szczycąc się ponad roczną passą meczów bez porażki. Były to reprezentacje Brazylii, Argentyny i Holandii. Ponieważ dwie pierwsze ekipy przegrały w fazie grupowej - odpowiednio z Kamerunem i Arabią Saudyjską, co zresztą i tak pozostało bez znaczenia – Pomarańczowi pozostali jako jedyny nietknięci. Mało tego, choć to Holendrom zarzuca się mało widowiskowy styl, to jednak zdobyli oni w czterech dotychczasowych mundialowych bojach osiem goli, podczas gdy Brazylia i Argentyna po siedem. Generalnie 27 trafień w 12 tegorocznych spotkaniach też jest powodem raczej do dumy niż wstydu. O co więc te zarzuty, że Holandia się nie podoba?
Chodzi o dyscyplinę taktyczną, jaką narzuca trener van Gaal. Przy czym piłkarze, w przeciwieństwie do tego, jak było w reprezentacji Polski, nie traktują jej jak kagańca ograniczającego kreację, ale klarowny przekaz podporządkowany końcowemu sukcesowi. Inna sprawa, że w jakiś sposób rzutuje to na ofensywne działania, ze średnią 53,3 proc. posiadania piłki Holendrzy zajmują przedostatnie miejsce pod tym względem spośród wszystkich ćwierćfinalistów. Rzadziej piłkę przy nodze ma tylko Maroko, zespół wybitnie ukierunkowany na defensywę. Nie podoba się to niektórym holenderskim kibicom, a na pewno piłkarzom, którzy słynęli z bardzo widowiskowego stylu. Np. Marco van Basten, mistrz Europy z 1988 roku, po ostatnim spotkaniu 1/8 finału z USA (3:1) podsumował, że nad takim stylem można jedynie zapłakać. Van Gaal natychmiast znalazł odpowiedź na takim zarzutem, że w piłkę nie gra się już tak, jak właśnie w 1988 roku, czy 1974, kiedy Holendrzy zaprezentowali wizję futbolu totalnego autorstwa Rinusa Michelsa. Van Gaal ma zresztą dowody i daje przykład Hiszpanii, Danii oraz Niemiec, które były liderami pod względem posiadania piłki, a już pożegnały się z turniejem, przy czym dwie ostatnie drużyny już w fazie grupowej.
Jest jeszcze kilka innych dowód, które świadczą o słuszności obranej przez van Gaala drogi. Np. postawa graczy ofensywnych. Wczoraj selekcjoner wystąpił na konferencji prasowej razem z Memphisem Depayem. Przed laty obaj panowie pracowali razem w Manchesterze United i raczej nie było im po drodze. Odkąd van Gaal pracuje z reprezentacją (po raz trzeci zresztą), napastnik Barcelony zdobył 15 goli i dorzucił siedem asyst w 17 meczach. Obok Stefana de Vrija i Daleya Blinda jest trzecim piłkarzem, którzy pamiętają mundial sprzed ośmiu lat i półfinałowy bój z Argentyną, który zakończył się porażką Pomarańczowych po serii rzutów karnych. Wspomniany Blind zrobi dziś wszystko, by na mundialu świętować 100. mecz w reprezentacji. By tak się stało, Holandia musi awansować do półfinału.
Możemy dziś spodziewać się dość podobnej strategii w obu zespołach. Tak jak Messi w Argentynie, tak Davy Klaassen w Holandii będzie ustawiony na pozycji nr 10, mając przed sobą dwóch najbardziej ofensywnych zawodników – wspomnianego Depaya i Cody’ego Gakpo (zdobywca trzech goli na tym mundialu). Istotna będzie również bitwa w samym środku i konfrontacja Frenkiego de Jonga z Rodrigo de Paulem i Alexisem Mac Allisterem. Mnóstwo roboty będzie miała również dyrygowana przez Virgila van Dijka obrona, Argentyńczycy bardzo często grać będą na pograniczu spalonego, do tej pory dała się złapać w pułapkę aż 16 razy, co jest rekordem mistrzostw. Największy sprawdzian przejdzie najmniej doświadczony bramkarz Andries Noppert. Zaczynał ten mundial nie mając żadnego występu w reprezentacji. Może zakończyć go nawet z siedmioma, jeśli Holandia wystąpi w finale. I stanie się najbardziej doświadczonym holenderskim bramkarzem tego turnieju, bo Justin Bijlow ma sześć meczów na koncie, a Remko Pasveer zaledwie dwa.
Przypuszczalny skład Holandii: Noppert – Timber, van Dijk, Ake – Dumfries, de Roon, de Jong, Blind – Gakpo, Klaassen, Depay.
Przejdźmy do Argentyny, bo to obok Brazylii i Francji drużyna najczęściej wymieniana w roli faworyta do tytułu. Tak samo jak każdy ze wspomnianych zespołów ma bohaterów, którzy noszą pelerynę. W Brazylii jest to oczywiście Neymar, we Francji Kylian Mbappe, a w Argentynie rzecz jasna Messi. Wszyscy są jak Pele czy Diego Maradony w dawnej historii mundiali. I wszyscy grają w jednym klubie – PSG. Przy czym tylko ten najmłodszy, 23-letni Francuz, ma w swoim dorobku mistrzostwo świata.
Jak Depay jest w Holandii tym, który daje ostatnio pokaźne liczby, tak Messi jest w Argentynie tym, który daje swojej drużynie wszystko. Udział przy 17 golach (13 trafień, cztery asysty) w dziewięciu ostatnich reprezentacyjnych meczach są najlepszym dowodem jego wkładu. Dla niego to ostatnia szansa także na to, by dziś stać się postacią wiodącą w meczu historycznych rywali. Bo to nie tylko półfinał sprzed ośmiu lat. To także finał z 1978 roku wygrany przez Albicelestes po dogrywce 3:1. Ich mundialowych rywalizacji było zresztą wiele.
Trener Lionel Scaloni ma kilka znaków zapytania. Papu Gomez po skręceniu nogi jest już do dyspozycji, Angel Di Maria nie grał przeciwko Australii w 1/8 finału (2:1), ale dziś powinniśmy go zobaczyć w jednej linii z Messim i Julianem Alvarezem. Na pewno nietknięta personalnie zostanie defensywa.
Przypuszczalny skład Argentyny: Martinez – Molina, Romero, Otamendi, Tagliafico – De Paul, Fernandez, Mac Allister – Di Maria, Messi, Alvarez.
Pamiętajmy, że nie licząc serii rzutów karnych Holandia jest niepokonana w 18 ostatnich spotkaniach mistrzostw świata, nie przegrała także z Argentyną sześciu ostatnich starć na wszystkich frontach. To wszystko sprawia, że będziemy dziś świadkami meczu niezwykłego na bardzo wysokim poziomie strategii z obu stron.
Mój typ: awans Holandii po serii rzutów karnych.