Czas
Kursy
1.01
1000

Legia – Broendby. Błaganie o Cud nad Wisłą

15.08.2024 18:00,
Autor zapowiedzi: Przemysław Iwańczyk
pic

To w Polsce obchodzone jest święto państwowe i kościelne, ale to nie Legia, a Broendby modli się o kolejny Cud nad Wisłą i odrobienie strat z pierwszego meczu z Kopenhadze. Jeśli podopieczni Gonzalo Feio utrzymają jednobramkową zaliczkę, będą już na ostatniej prostej do fazy grupowej Ligi Konferencji.

To najtrudniejsza przeszkoda na drodze legionistów, by osiągnąć tegoroczny pucharowy cel. Kolejna, ta ostatnia, już w czwartej rundzie, wydaje się być betką – rywalem będzie zwycięzca łotewsko-kosowskiej pary Auda Kekava – Drita Gnjilane. Broendby, 11-krotny mistrz swojego kraju i siedmiokrotny zdobywca Pucharu Danii, to liczący się zespół, dla którego przegrana z Legią w pierwszym meczu 2:3 była ciosem, z którego trudno się pozbierać. Zespół z Kopenhagi uważał się za faworyta, a teraz musi liczyć tylko na cud, który uratuje go w Warszawie przed klęską.

Wszystkie karty w ręku ma więc Legia. Podopieczni trenera Feio z trudem dzielą występy pucharowe i ligowe, gdzie stracili już pięć punktów w czterech spotkaniach. Więcej zastrzeżeń niż do wyników kibice kierują w sprawie gry legionistów, ale przecież wiadomo, że nie jest łatwą sprawą zebrać koncentrację i formę co trzy dni. Do tego dochodzą urazy, niektóre dotyczą kluczowych piłkarzy, jak Jurgena Elitima, którego nieobecność będzie długa i dotkliwa. Teraz dołączył do niego Jurgen Celhaka, pod znakiem zapytania stoi również występ Artura Jędrzejczyka, który doznał urazu w ostatnim starciu z Puszczą Niepołomice. Legia mają jednak długą i mocną kadrę, która liczy około 35 zawodników. Ponieważ Feio decyduje się dawać szansę nawet najmłodszym graczom, wszystkich należy traktować równoprawnie w kontekście walki o skład. To jest jednak wielki komfort, może bowiem zdarzyć się, że z niedzielnego ligowego starcia z Puszczą zobaczymy w jedenastce zaledwie Kacpra Tobiasza w bramce, Steve’a Kapuadiego w obronie, Luquinhasa, Claude’a Goncalvesa i Rubena Vinagre w pomocy, a więc pięciu na jedenastu. Pozostali byli wyraźnie oszczędzani, zwłaszcza ci, których zdrowie nieco szwankowało na przestrzeni ostatnich miesięcy.

Legia musi przede wszystkim odrzucić pokusę obrony wyniku, bo to z reguły bywa bardzo zgubne. Przecież przy tak silnym rywalu nawet szybko zdobyty gol niczego jeszcze nie gwarantuje, z Duńczykami gra się do końca, bo ich wiary nie jest w stanie złamać najtrudniejsza nawet sytuacja. Wie o tym doskonale sztab szkoleniowy warszawskiej drużyny, zresztą trudno się spodziewać, że u siebie, przy komplecie publiczności legioniści zaczną ryzykownie kalkulować. Coś takiego nie wchodzi w grę. Najważniejsze jest jednak, by drużyna miała zdecydowanego lidera, który poprowadzi resztę zespołu, bo po odejściu Josue taki jeszcze nie do końca został wykreowany. Wpływ na to ma kontuzja Elitima, więc nadzieja w Luquinhasu lub Bartoszu Kapustce.

Mimo bardzo osobnego zdania na wiele kwestii piłkarskich Feio przyznaje, że faworytem dwumeczu było od początku Broendby. I w zgodzie z tym, co mówi trener rywali Jesper Sorensen, przyznaje, że to błędy przeciwnika z dużej mierze zdecydowały o wygranej w pierwszym meczu ekipy z Łazienkowskiej.

Trener Sorensen nie chce ujawniać, jaki ma plan na rewanż, choć duńskie media, obecne na treningu przed wylotem zespołu do Warszawy, podkreślały, że sporą część zajęć poświęcono na szlifowanie uderzeń z 11 metrów. Oznacza to, że Broendby mocno szykuje się na wariant, w którym wygrywa rewanż jednym golem, a o losach awansu decyduje konkurs rzutów karnych.

Generalnie odpadnięcie z walki o fazę pucharową będzie dla Duńczyków wielkim rozczarowaniem. Mimo niekorzystnego wyniku pierwszego meczu, wciąż liczą oni na udaną kampanię. Może dlatego skład pozostaje wielką tajemnicą, choć jest niemal pewne, że Sorensen dokona kilku zmian. Dwóch, może nawet trzech. Pierwsza roszada dotyczy środka obrony, gdzie za Rasmusa Lauritsena może wejść Frederik Alves, który w pierwszym spotkaniu wystąpił na prawym skrzydle. Gdyby doszło do takiego przesunięcia, na prawej stronie zobaczylibyśmy Seana Klaibera. To właśnie tam można było zobaczyć go w niedzielnym meczu ligowym. Spekuluje się również, że na ławce znajdzie się Clement Bischoff, a jego zastępcą będzie Marko Divković, który wyleczył już kontuzję biodra. Wreszcie trzecia niewiadoma związana jest z ledwie 18-letnim Noah Nartey’em. To on popełnił błąd w pierwszym starciu z legionistami, to o nim mówił trener Feio wskazując na przykład, że po pomyłce, jakiej się dopuścił, był fetowany przez cały stadion. Posadzenie go na ławce byłoby wyrazem braku zaufania ze strony Sorensena, więc najpewniej ostanie się w jedenastce. Warto również wspomnieć o dość długiej liście graczy kontuzjowanych, którzy dziś nie wystąpią na Łazienkowskiej – to Nicolai Vallys, Jordi Vanlerberghe, Kevin Mensah i Justin Che, przy czym ten pierwszy to bardzo realna strata, biorąc pod uwagę jego dokonania i liczby z zeszłego sezonu. Warto tu jednak zaznaczyć, że żaden z nich nie zagrał już w pierwszym spotkaniu.

Po przegranej z Legią w miniony czwartek ekipa z Kopenhagi przegrała także mecz ligowy – u siebie z Aarhus 0:1. Oznacza to, że po czterech meczach ma zaledwie siedem punktów, zajmuje dopiero siódme miejsce. Jest więc niemal w identycznej sytuacji, jak w naszej Ekstraklasie Legia. Ale przecież nie to jest istotne na progu sezonu, kiedy w grę wchodzą splendory i pieniądze wynikające z gry w europejskich pucharach.

Zapowiada nam się mecz, który zapamiętamy na długo. Historia dramatycznych polskich starć z Broendby może się wydłużyć, doświadczenie sprzed 28 lat, kiedy Duńczyków eliminował Widzew są wciąż świeże w pamięci kibiców znad Wisły. Kto jednak myśli, że prosto będzie utrzymać przewagę z pierwszego starcia, jest w błędzie. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę dyspozycję drużyny Feio w starciach ligowych, nie jest ona jeszcze optymalna.

Mój typ: dogrywka i rzuty karne, po których awansuje Legia.