Newcastle – Arsenal. My home is not my (New)castle
Mimo że na St. James’ Park nie gościły w tym sezonie same tuzy, wywiozły stamtąd cztery punkty w czterech meczach. Idąc za staroangielskim powiedzeniem „My home is my castle”, stadion Newcastle wcale nie jest twierdzą dla gospodarzy. Niewykluczone, a może nawet bardzo prawdopodobne jest to, że mir drużyny z północy Anglii znów ktoś naruszy, tym razem głodny punktów Arsenal.
Newcastle nie rozpoczął tego sezonu tak, jak sobie wymarzył. Na własnym boisku podejmował już Southampton, Tottenham, wychodząc z tych meczów zwycięsko, ale już po wizycie Manchesteru City i Brighton został tylko z jednym punktem. Wyjazdy dla podopiecznych Eddie’go Howe’a są jeszcze mniej okazałe – wygrana z Wolverhampton, remisy z Bournemouth i Evertonem oraz przegrane z Fulham i Chelsea. Daje to tylko 12 punktów w dziewięciu meczach i 12. miejsce w tabeli. Dlaczego nie jest to wymarzony początek sezonu? W ostatnich dwóch sezonach Sroki nie zeszły poniżej siódmego miejsca, więc apetyty mocno wzrosły.
Przed wizytą Arsenalu, do którego za chwilę przejdziemy, trener Howe głośno komunikuje, że chce przerwać serię pięciu ligowych spotkań bez wygranej. Humory poprawia nieco środowa wygrana w Pucharze Ligi Angielskiej Chelsea (2:0), daje też szkoleniowcowi poczucie komfortu, bo kilku graczy zaprezentowało się na tyle dobrze, by pomyśleć o nich w kategorii pierwszego składu. Chodzi m.in. o prawą obronę, gdzie pewniakiem wydawał się Tino Livramento, a teraz jako poważny konkurent wyrósł Emil Krafth. Kiedy jako rezerwowy czas spędzał Bruno Guimaraes, bardzo dobrze spisywał się w środku pola Sandro Tonali. Oznacza to najprawdopodobniej tyle, że Howe postara się zmieścić obu w podstawowym składzie. Zaznaczył się dobrym występem również Joe Willock, notabene były gracz Arsenalu, ale nie wiadomo, czy na tyle przekonał szkoleniowca, by dobić się do jedenastki. Możemy tak snuć wszelkie dywagacje, ale one i ta pozostaną drugorzędne wobec wysuwającego się na plan pierwszy pojedynku ofensywnych graczy - Alexandra Isaka z Bukayo Saką.
Isak nie jest na razie najlepszym ligowym strzelcem Newcastle, bo ma na koncie trzy gole i asystę w dziewięciu meczach we wszystkich rozgrywkach. Takim samym bilansem może poszczycić się Harvey Barnes, ale on osiągnął ten wynik tylko w spotkaniach Premier League. Prawda jest jednak taka, że reprezentant Szwecji, który gra na Wyspach od dwóch lat, od dawna uchodzi za najgroźniejszego ofensywnego gracza. Saka z Arsenalu w tym sezonie częściej podaje na gola niż sam strzela. Ma cztery trafienia, siedem asyst, a wszystko to w 12 meczach. Ale straszy rywali nie w pojedynkę, a szerszą ławą, bo mamy tam choćby Kaia Havertza, który w 14 spotkaniach na trzech klubowych frontach zdobył siedem goli i asystę.
Z perspektywy Arsenalu wyjazd do Newcastle to również inne dobre wiadomości, m.in. ta dotycząca powrotu Martina Odegaarda, który pauzował od sierpnia z powodu skręconej kostki, a mecz na St. James’ Park rozpocznie pewnie na ławce rezerwowych. Nieobecni z powodu urazów są: Kieran Tierney i Takehiro Tomiyasu. W Newcastle wypadają Sven Botman, Matt Targett, Kieran Trippier, Jacob Murphy i Callum Wilson. Z interesujących nas spraw warto dodać, że awizowany jest reprezentant Polski Jakub Kiwior, jeśli nie dojdzie do siebie Gabriel. Byłby to pierwszy ligowy występ obrońcy od pierwszej minuty w Premier League w tym sezonie.
Kanonierzy są na trzecim miejscu w tabeli, trener Mikel Arteta otwarcie mówi o głodzie punktowym, a na gorsze samopoczucie wpłynął ostatni ligowy remis z Liverpoolem i porażka z Bournemouth. Jeszcze wcześniej londyńczycy stracili punkty z Manchesterem City (2:2) i Brighton (1:1). W Lidze Mistrzów w trzech starciach Arsenal ma siedem punktów na dziewięć możliwych.
Wróćmy do sobotniej rywalizacji. Od ostatniego meczu Newcastle z Arsenalem na St. James’ Park minął rok. Wówczas gospodarze wygrali 1:0 po golu Anthonego Gordona w 64 minucie. Był on niezwykle dyskusyjny, ponieważ piłka wcześniej opuściła boisko. Wcześniej, czyli przed kluczowym dośrodkowaniem. Mało tego, sytuacja była analizowana przez VAR i przepuszczona jako… prawidłowa. – Z pewnością starają się jak mogą – tak dyplomatycznie odpowiedział trener Arteta na pytanie, czy od czasu tej kontrowersyjnej sytuacji wiele zmieniło się w pracy arbitrów na Wyspach.
W ogólnym, historycznym rozrachunku wciąż górą są londyńczycy, którzy wygrali 79 razy, 34 razy padł remis, 56 razy zwyciężali gospodarze sobotniego spotkania. Jak będzie tym razem? Bukmacherzy Fortuny ustalili następujące kursy na ten mecz: 3,85 – 3,65 – 1,92. Arsenal to klub jak zwykle bijący się o mistrzostwo, w obecnych typowaniach jest wymieniany jako trzeci do tytułu po Manchesterze City i Liverpoolu. Chcąc poprawić swoje notowania, mecz z Newcastle musi być wygrany.
Mój typ: 1:2.