Projekt – ZAKSA. Kiedyś to była para finałowa…
W siatkówce ligowej w Polsce jedno okienko transferowe jest w stanie przewrócić układ sił do góry nogami. Kluby jakby zapominały, że w sporcie stabilizacja jest sukcesem do osiągnięcia sukcesu. Z drugiej strony to taki sport, w którym zatrudnienie na lidera gwiazdy może zagwarantować mistrzostwo. Pierwszą odpowiedź na pytanie, która droga jest właściwsza, da nam hit 1. kolejki PLusLigi między Projektem Warszawa a ZAKS-ą Kędzierzyn-Koźle.
To 25. jubileuszowe rozgrywki, dokładnie ćwierć wieku temu rozgrywki siatkarskie zostały ujęte w profesjonalną i zawodową PlusLigę. To również ewenement na skalę światową, że przez ten czas nie zmienił się sponsor tytularny rozgrywek, a na czele organizacji zarządzającej rywalizacją stoją wciąż ci sami ludzie. Oczywiście teraz to projekt dużo bardziej zaawansowany pod wieloma względami, mimo zmieniającej się na świecie koniunktury można śmiało powiedzieć, że w przeciwieństwie do piłki nożnej to jedna z lig TOP3 w Europie.
Stawiając cezurę na roku 2000 i dopiero od tego momentu licząc sukcesy wszystkich drużyn (było ich około 30), najbardziej utytułowanym zespołem jest Skra Bełchatów, licząc złote medale jako pierwsze kryterium układania klasyfikacji. Najwięcej razy na podium stawał Jastrzębski Węgiel – 15 razy. ZAKSA z kolei to klub, który w ostatniej dekadzie najczęściej sięgał po mistrzostwo, bo aż cztery razy. Gdzie w tym wszystkim Projekt Warszawa. Tu należy poświęcić osobny akapit, by wyjaśnić, że nie zna się dnia i godziny, kiedy nad jakimś zespołem może zaświecić słońce.
Z przeciętnego akademickiego klubu pod szyldem Politechniki stołeczni awansowali do elity dwie dekady temu. Wiedli średnie życie, na ogół w środku tabeli, aż wreszcie osiem lat temu pojawił się poważny inwestor chcący zainwestować niemałe pieniądze, a przede wszystkim gwiazdy, które przyciągnęłyby widzów na trybuny. Spotkania cieszyły się takim zainteresowaniem, że największa stołeczna hala, jaką jest Torwar, zaczęła wypełniać się do ostatniego miejsca. I choć nie obyło się bez organizacyjno-właścicielskich turbulencji, powstał siatkarski ośrodek, który na stałe włączył się do walki o medale. Na razie są trzy – srebro sprzed pięciu lat przegrane w finałowym boju z ZAKS-ą, co podwyższa temperaturę sobotniego starcia między tymi zespołami, a także dwa brązowe medale, z czego jeden w poprzednim sezonie.
Wracając do finału rozgrywek z sezonu 2018/2019. Bój był zacięty i obarczony wieloma emocjami, na ostrzu noża stał przede wszystkim pierwszy pojedynek, w którym ZAKSA wygrała dopiero po tie breaku (17:15). Ze strony warszawskiej ekipy domagano się nawet powtórzenia meczu w skutek sędziowskiego błędu, ostatecznie kędzierzynianie, którzy byli zresztą faworytami rywalizacji, zwyciężyli bój o złoto w trzech spotkaniach. Tu dochodzimy do momentu, w którym warto wspomnieć o indywidualnych bohaterach tych zaciętych bojów. Po stronie stołecznych był nim… Bartosz Kurek, dla którego wstępem do wielkiej kariery były trzy sezony w ZAKS-ie, a który wraca teraz do tego klubu po latach wojaży we Włoszech i Japonii. Gdyby wzmocniona Kurkiem ZAKSA utrzymała skład z zeszłego sezonu, powiedzielibyśmy, że jest głównym faworytem do złota i jakakolwiek dyskusja na ten temat pozbawiona byłaby sensu. Ale nie utrzymała, doszło tam do prawdziwej rewolucji, bo z podstawowej szóstki odeszło wielu znaczących graczy. Właściwie ostali się tylko dwaj – rozgrywający Marcin Janusz, środkowy bloku David Smith, oczywiście jako w kontekście siódmego zawodnika na boisku należy też wspomnieć o libero Eriku Shojim. Kapitan i przyjmujący Aleksander Śliwka (wyjazd do Japonii), kolejny przyjmujący Bartosz Bednorz (Resovia) czy atakujący Łukasz Kaczmarek (Jastrzębski Węgiel) – jeśli od takich nazwisk rozpoczniemy listę strat, to są one naprawdę wielkie. Oczywiście nie bagatelizując tego, kto przyszedł wraz z Kurkiem, a są to m.in. Rafał Szymura (Jastrzębie), Mateusz Poręba (Skra), Karol Urbanowicz (Trefl Gdańsk) czy Igor Grobelny (Projekt), chyba raczej bilans nie wychodzi na totalny plus. Potwierdzeniem tego niech będą bukmacherskie kursy, w których aktualni wicemistrzowie Polski nie są nawet w trójce typowanych do złota zespołów. Wracając jednak do wątków sportowych, obok Kurka znaczącym tchnieniem może i powinno być przyjście trenera Andrei Gianniego, który wygrał właśnie z Francuzami olimpijskie złoto. Atutem ZAKS-y jest równe przyjęcie i mocna ławka na tej pozycji, gdzie do dyspozycji trenera są Grobelny i Jakub Szymański. Pierwszym zmiennikiem na pozycję środkowego bloku może być Smith, ale należy pamiętać, że Amerykanin ma już 39 lat i najlepsze lata kariery za sobą.
Faworytem meczu jest jednak Projekt, który ma wszystkich graczy do dyspozycji. Choć na liście odejść figurują naprawdę mocne nazwiska, bo obok Grobelnego są to Piotr Nowakowski i Srecko Lisinac, to należy pamiętać, że obaj środkowi bloku nie grali w poprzednim sezonie z powodu kontuzji. Odszedł także Amerykanin Taylor Averill, ale nie był on zawodnikiem pierwszego wyboru. Największym hitem transferowym jest pozyskanie wicemistrza olimpijskiego Jakuba Kochanowskiego (środkowy) oraz Niemca Tobiasa Branda (LUK Lublin), który może wejść na boisko, gdyby np. nie radził sobie Francuz Kevin Tillie. Trener Piotr Graban, który dopiero teraz rozpoczyna pełny sezon w roli pierwszego szkoleniowca, staje przed niełatwym zadaniem zrealizowania aspiracji warszawskiego klubu, a celem jest przynajmniej przesunięcie się na podium z trzeciego na drugie miejsce.
Mój typ: 3:1 dla Projektu.
Przypuszczalny skład Projektu: Firlej, Tillie, Kochanowski, Bołądź, Szalpuk, Semeniuk oraz Wojtaszek.
Przypuszczalny skład ZAKS-y: Janusz, Chitigoi (Grobelny), Poręba, Kurek, Szymura, Urbanowicz oraz Shoji.