Real Madryt – Bayern Monachium. Czy Carlo odpali drugie cygaro?
Z zimną krwią Real Madryt idzie w każdym sezonie po kolejne trofea. Właśnie odebrał Barcelonie prymat w Hiszpanii, teraz prze po swój 18. finał i 15. triumf w Lidze Mistrzów. Przykład Borussii Dortmund pokazuje jednak, że można zatrzymać absolutnie każdego przeciwnika.
Podobno sobotnie uroczystości po zdobyciu mistrzostwa Hiszpanii przebiegały w mocno powściągliwym stylu. Choć trener Carlo Ancelotti zapalił rytualne cygaro, i tak wiadomo, że prawdziwe świętowanie zaplanowano dopiero po Wembley, gdzie w tym roku odbędzie się finał Ligi Mistrzów. Przed półfinałami w ciemno założono, że w decydującym spotkaniu zagrają Królewscy z PSG, tymczasem wczoraj wieczorem parę tę trzeba było zweryfikować w połowie, bo Borussia Dortmund po raz drugi sprawiła niespodziankę ocierającą się o sensację.
Jeśli może Borussia, to dlaczego nie Bayern, dla którego Ligi Mistrzów jest drugim domem, niemal w każdej edycji Niemcy dochodzą do kluczowych faz rozgrywek. Kryzys w Bundeslidze i oddanie po ponad dekadzie mistrzostwa kraju jest może traumą, ale nie aż taką, by nie pozbierać się na rewanżowy mecz z Realem, gdzie w pierwszym spotkaniu Bawarczycy prezentowali się nad wyraz korzystnie.
Wygrać na Bernabeu, jak zrobiła to Borussia w Paryżu, będzie niezwykle trudno. Ostatni raz w ogóle Królewscy przegrali w styczniu w Pucharze Króla z Atletico Madryt i to dopiero po dogrywce. Zresztą to jedyny w tym sezonie przeciwnik, który dał radę podopiecznym Ancelottiego, wygrał także w LaLiga na początku sezonu. Trzeba jednak naprawdę cofnąć się w przeszłość, by wspomnieć o przegranej Realu u siebie. Będzie to 8 kwietnia 2023 roku i porażka u siebie z Villarreal.
Gdzie więc szukać szansy na powodzenie podopiecznych Thomasa Tuchela? Czy jest jakaś przestrzeń, w której monachijczycy mogą okazać się lepsi? Jeśli spojrzymy na formę prezentowaną przez choćby Leroya Sane w pierwszym meczu, widzimy, jak wiele może zmienić doskonała postawa choćby jednego gracza.
Ale to nie Sane jest na ustach wszystkich, jako symbol wymienia się przede wszystkim znakomitego angielskiego napastnika Harry’ego Kane, który chce z siebie zrzucić klątwę świetnego i skutecznego napastnika bez ani jednego trofeum w karierze. Lata gry dla reprezentacji Anglii czy w klubie dla Tottenhamu nie dały mu choćby jednego powodu, by jak Ancelotti w sobotę zapalić cygaro. Pamiętajmy jednak, że Real wciąż ma jeden z najbardziej wyregulowanych mechanizmów boiskowych. Ma też dwóch Niemców – Antonio Rudigera i Toniego Kroosa. Tak się akurat składa, że ten drugi był najlepszym graczem Królewskich w pierwszym meczu i zrobi wszystko, by sytuację tę powtórzyć także dziś.
Pisaliśmy o tym wczoraj, że historia futbolu, zupełnie jak historia świata, przebiega w cyklach. W 2013 roku mieliśmy mecz finałowy Ligi Mistrzów na Wembley, grały wówczas Borussia Dortmund z trzema Polakami w składzie i Bayern, który wygrał 2:1 rzutem na taśmę po golu w 89 minucie Arjena Robbena. Wielu uważa, że koło czas domknie się dzisiejszym awansem Bayernu i powtórką z rozrywki. Kto w to wierzy?
Jak to wcześniej bywało. Nie ma innych, tak mocno splątanych europejskimi losami klubów jak Real i Bayern. One są wręcz na siebie skazane, czego dowodziliśmy w zapowiedzi przed pierwszym spotkaniem. 27 dotychczasowych spotkań to 12 wygranych Bayernu, cztery remisy i 11 zwycięstw Realu (gole 44-44). W ostatniej dekadzie Bayern nie wygrał ani raz, teraz też nie musi, by świętować awans i klęskę Realu, jeśli powiedzie mu się w serii rzutów karnych, o ile w ogóle do niej dojdzie.
Real kadrowo. Kontuzjowany jest jedynie David Alaba, reszta jest w pełni sił i do dyspozycji. W sobotę Królewscy rozegrali mecz z Cadiz, wygrali bez bólu 3:0, gole zdobywali Brahim Diaz, Joselu i Jude Bellingham. Tylko tego ostatniego możemy spodziewać się dziś w składzie na Bernabeu. Poza Danim Carvajalem i Nacho Fernandezem, jedenastka zmieni się w 8/11. Będzie to powrót do zespołu, który oglądaliśmy w Monachium z jednym małym zastrzeżeniem – Carvajal zastąpi Lucasa Vazqueza.
Bayern kadrowo. Nieobecni z powodu kontuzji to Sacha Boey i Buona Sarr. Kingsley Coman dopiero wraca do pełni sił. Ale będą już do dyspozycji nieobecni w pierwszym spotkaniu w Monachium Matthijs de Ligt i Dayot Upamecano. Holender wejdzie teraz na środek defensywy, gdzie stanie u boku Erica Diera. W ostatnim meczu ligowym, a była to porażka z VfB Stuttgart 1:3 (siódma w sezonie!), która może skutkować utratą nawet wicemistrzostwa Niemiec, na środku defensywy z Dierem zagrał Koreańczyk Kim, ale nawet dziecko wie, że to gracz, który popełnił kilka rażących błędów w pierwszym meczu z Realem i teraz szansy raczej nie dostanie. Ze Stuttgartem Tuchel dał odpocząć kilku podstawowym graczom, więc odnieśmy przypuszczalny skład do tego, który widzieliśmy w Monachium przeciwko Realowi. Wychodzi wtedy, że tylko wejście de Ligta za Kima będzie jedyną roszadą.
Mój typ: 1:1, dogrywka i awans Bayernu.
Przypuszczalny skład Realu: Łunin – Carvajal, Rudiger, Nacho, Mendy – Valverde, Tchouameni, Kroos – Bellingham - Vinicius Jr, Rodrygo.
Przypuszczalny skład Bayernu: Neuer – Kimmich, De Ligt, Dier, Mazraoui – Laimer, Goretzka – Sane, Musiala, Gnabry – Kane.