Real Madryt – VfB Stuttgart. Jak nie zginąć na Bernabeu
Zapowiedzi
9.11.2024
O takich meczach nieodżałowany Wojciech Łazarek zwykł mawiać, że to „walka gołej dupy z batem”. Proszę wybaczyć zbyt obcesowy ton tej zapowiedzi, ale nic innego nie przychodzi do głowy, by określić dysproporcje sportowe i finansowe między najbardziej utytułowanym klubem w Europie, a niemieckim średniakiem, który wraca do pucharów po 11 latach, a do Ligi Mistrzów po półtorej dekadzie.
Oczywiście chcąc być correct, nie zabijać ducha sportu, a w odbiorcach i graczach poczucia sensu prognozowania wyniku tego meczu, spróbujemy znaleźć choć krztę sensownych argumentów, dlaczego spotkanie to nie zakończy się wysokim zwycięstwem Realu Madryt. Najpierw trochę historii, bo warto przytoczyć, jak Królewskim trudno nieraz dobrze wejść w sezon pucharowy. Dwie grupowe porażki z CSKA Moskwa w sezonie 2018/2019, dwie przegrane z Szachtarem Donieck dwa lata później, wpadka z Sheriffem Tyraspol sezon później – to wszystko Realowi przytrafiło się naprawdę. Tyle że nie miało to żadnego znaczenia, bo i tak wychodził on z pierwszego miejsca w grupie, a później robił na wiosnę swoje, najczęściej wygrywając całe rozgrywki.
Czy może to być jakaś forma pocieszenia dla VfB Stuttgart, który we wtorek zagra na Bernabeu? Może. Czy są jakieś symptomy, że obecne rozgrywki mogą dla podopiecznych Carlo Ancelottiego rozpocząć się źle? Są. Wystarczy spojrzeć do LaLiga, a tam na dwa remisy z przeciętnymi jak na warunki hiszpańskie Mallorką i Las Palmas. Tak się akurat układa kalendarz, że najtrudniejszych rywali Real będzie miał dopiero w październiku, więc może to być jeden z nielicznych jeszcze momentów, kiedy biała maszyna nie pędzi jeszcze jak szalona.
Jest jeszcze i trzeci powód, dla którego Stuttgart nie powinien składać broni przed pierwszym gwizdkiem. Otóż bardzo mocno rozsypała się linia środkowa Realu. Wypadli z niej Eduardo Camavinga, Aurelien Tchouameni, Dani Ceballos, Jude Bellingham, a ostatnio nawet Brahim Diaz. Nie można tych absencji traktować w kategorii pomoru, bo są przecież doskonali następcy z Luką Modriciem czy Ardą Gulerem, którzy wyszli w składzie na ostatni ligowy mecz z Realem Sociedad (2:0). Tyle że rezerwowych do tych rezerwowych nie ma już zbyt wielu. A na pewno nie takich, których można by uznać za jakąś fenomenalną wartość. Niektórzy mogliby się szczerze zdziwić, że nawet interesując się hiszpańską piłką, nie wiedzą, kim są panowie Chema Andres, Jesus Vallejo czy bramkarz Sergio Mestre.
O Realu wszyscy wiedzą wszystko. Ale co z VfB? Są to bardzo zmienne losy. Aż trudno uwierzyć, że tylko w jednej dekadzie był dwukrotny spadek do 2. Bundesligi i natychmiastowy powrót do elity. Teraz zaś wicemistrzostwo Niemiec, które przyszło po rozgrywkach, gdzie w oczy zaglądało widmo trzeciego spadku, ale w barażach HSV Hamburg nie wykorzystał swojej szansy. To właśnie wtedy przyszedł do pracy trener Sebastian Hoenes i z niemal pewnym wówczas spadkowiczem wyśrubował średnią 2,02 punktu na mecz. Doświadczenie tego 42-letniego szkoleniowca jest niebagatelne, uczestniczył on w budowaniu potęgi RB Lipsk, później zaczął pracę w Bayernie Monachium, a następnie już samodzielnie prowadził seniorów Hoffenheim, m.in. w fazie grupowej Ligi Europy. Wracając do historii VfB, warto wspomnieć, że licząc od lat 90. to jeden z pięciu klubów (obok Bayernu Monachium, Borussii Dortmund, Werderu Brema i Kaiserslautern), które zdobywały dwa i więcej mistrzostw kraju. Było to w 1992 i 2007 roku.
Obecne rozgrywki podopieczni Hoenesa zaczęli ze zmiennym szczęściem. Najpierw przegrany Superpuchar Niemiec z Bayerem Leverkusen po rzutach karnych, zaraz potem wpadka na inaugurację z Freiburgiem (1:3), później remis z Mainz (3:3) i dopiero w ostatniej kolejce Bundesligi VfB wygrał na wyjeździe z Borussią Moenchengladbach 3:1. Było to na tyle udane spotkanie, że Hoenes nie zamierza dokonywać większych korekt w składzie. Właściwie może poza jedną pozycją w środku obrony, gdzie Anthony Rouault może zastąpić Anriego Hase, nie przewiduje się żadnej zmiany.
Jedną z największych gwiazd gości we wspomnianym starciu z BMG, a także potencjalnie w dzisiejszym meczu jest pozyskany przed sezonem z Augsburga Ermedin Demirović, urodzony i wychowany w Hamburgu reprezentant Bośni i Hercegowiny, który już w kilku grach dla nowego klubu zaliczył cztery gole i asysty. Skuteczność przekładająca się na liczby to jego niemały atut, w zeszłym sezonie zaliczył 15 goli i 10 asyst. Jest on Hiszpanom doskonale znany, przez chwilę reprezentował Almerię i Alaves, ale wobec braku szans zdecydował się wrócić do Niemiec. Spoglądając na nowych zawodników, bardzo szybko w składzie Stuttgartu zadomowił się też inny gracz Jeff Chabot (przyszedł z Kolonii). Ale prawdziwa gwiazda świeci na lewej stronie obrony, to reprezentant Niemiec Maximilian Mittelstadt, jeden z bohaterów Euro. Swoją reprezentacyjną szansę w niedawnym meczu z Węgrami w Lidze Narodów dostał również Angelo Stiller. Nie możemy jednak zapominać, że przed sezonem Hoenes stracił kilku ważnych graczy, chodzi o przenosiny do Borussii Dortmund Waldemara Antona i Serhou Guirassy.
Będzie to pierwsza rywalizacja między Realem a Stuttgartem w historii. Ale nie pierwsza Realu z niemieckimi drużynami, że wspomnimy tylko tegoroczny finał poprzedniej edycji Champions League z Borussią Dortmund. Takich finałów było więcej, licząc od pierwszego w 1956 roku, także z Eintrachtem Frankfurt i Bayerem Leverkusen. Meczów z rywalami z tego kraju Królewscy wygrali aż 42, przy 16 remisach i 24 porażkach. Odwrotnie, bilans VfB z hiszpańskimi drużynami wynosi 3-4-8, przy czym zaledwie 15 meczów bierze się z niewielkiego doświadczenia klubu z miasta Mercedesa w pucharach. Ale warto tu przypomnieć, że VfB dwukrotnie znalazł się w półfinale nieistniejącego już Pucharu UEFA, a raz zagrał w meczach decydujących o trofeum z Napoli (3:2 i 1:2) w 1989 roku. Dziewięć lat później zagrał z Chelsea w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, ale był to bój również przegrany.
Mój typ: wygrana Realu, nawet jeśli miałaby ona przyjść z jakimś trudem. Choć bukmacherzy więcej szans na ostateczny triumf dają Manchesterowi City, to jednak Królewscy są specjalistami od Ligi Mistrzów i basta. Stuttgart może być stać na gola, jakiś akcent, że w Europie zamierza odegrać jakąś rolę, ale debiut na Bernabeu nie dla wszystkich okazuje się przyjemnością.
Przypuszczalny skład Realu: Courtois – Carvajal, Militao, Rudiger, Mendy – Guler, Valverde, Modrić – Rodrygo, Mbappe, Vinicius.
Przypuszczalny skład Stuttgartu: Nubel – Vagnoman, Rouault, Chabot, Mittelstadt – Karazor, Stiller – Rieder, Undav, Leweling – Demirović.