Manchester City – Liverpool. Pep u steru, zmierzch Manchesteru?
Zapowiedzi
23.3.2025
24.3.2025
Coraz więcej ekspertów śmiało wyraża swoją opinię o wyczerpaniu się formuły, w której Pep Guardiola skutecznie odbuduje The Citizens. Bo że zostanie z niczym w tym sezonie wiemy. Symbole władzy na Wyspach przejmuje na powrót Liverpool, który może symbolicznie potwierdzić zmierzch niebieskiego rywala w bezpośrednim meczu.
Kiedy ustalano terminarz, chyba każdy zaznaczał datę 23 lutego za jedną z najważniejszych w sezonie 2024/2025 w angielskim futbolu. Było jasne, że do walki o trofeum może włączyć się Arsenal, ale największe szanse dawano drużynom Guardioli i Arne Slota. Dziś jesteśmy w miejscu, w którym Liverpool może wygrać Premier League, Ligę Mistrzów i Puchar Ligi Angielskiej, a The Citizens mogą jedynie powojować w Klubowych Mistrzostwach Świata i FA Cup. Z tym ostatnim jest dość ciekawa sytuacja, bo ekipa The Reds odpadła w czwartej rundzie z pierwszoligowym Plymouth Argyle, w którym gra Tymoteusz Puchacz. Z tą samą drużyną City spotkają się w kolejnym etapie rozgrywek, więc muszą mieć się na baczności.
Wróćmy jednak do rzeczywistości, jeszcze nie czas, by wybiegać w przyszłość. Nie dość, że dla gospodarzy niedzielnego hitu dogonienie lidera jest jakąś ułudą (15 punktów straty i marne szanse nawet na skuteczną pogoń za Kanonierami), to jeszcze nastroje w ekipie niedawnego piłkarskiego mocarstwa są fatalne. Wszystko z powodu środowego spotkania rewanżowego w fazie play off Ligi Mistrzów z Realem Madryt, w którym Kylian Mbappe załadował trzy gole i ostatecznie pozbawił złudzeń drużynę Guardioli. Liverpool w tym czasie rozegrał awansem mecz z Aston Villą, skończyło się remisem 2:2 i ze spokojem czekał na wynik piątkowego losowania, w którym okazało się, że zmierzy się z PSG, a w półfinale (jeśli oczywiście awansuje) z Bruggią lub… Aston Villą.
Guardiola jest załamany, wpływ na totalną degrengoladę jest wieloraki – od kłopotów osobistych i rozwodu z żoną po feralną kontuzję Rodriego, po której wszystko zaczęło się sypać. Teraz szkoleniowiec mówi wprost, że jego drużyna nie daje sobie rady z szybkimi i silnymi przeciwnikami, cokolwiek ma na myśli. Trudno więc mówić, że jakoś szczególnie natchnął swój zespół przed kluczowym bojem z Liverpoolem, nawet jeśli takie wyznanie miałoby służyć oczyszczeniu, o którym piszą media na Wyspach. W szatni The Citizens kłopot goni kłopot, kolejnym jest kontuzja Johna Stonesa już w 7 minucie meczu w Madrycie, co oznacza wypadnięcie kolejnego ważnego gracza, który ledwie wrócił po innym urazie eliminującym go z ponad dziesięciu spotkań. Nie wiadomo też, co będzie z najlepszym strzelcem Erlingiem Haalandem, który z powodu urazu kolana w Madrycie był bezczynnym rezerwowym.
Pep robi co może, inspiracji szuka tam, gdzie inni nie chcą czerpać. Chodzi o porady, żeby nie powiedzieć lekcje starszych kolegów. Przed meczem z Liverpoolem, a przypadło to na czas konferencji prasowej, szkoleniowiec MC miał spotkać się z 77-letnim Neilem Warnockiem, byłym menedżerem wielu brytyjskich klubów. Sobotnie dzienniki w Anglii przypominają, że nie był to wcale ruch na pokaz, bo przecież Guardiola ochoczo czerpał ze starszych kolegów, m.in. Johana Cruyffa, Marcelo Bielsy, Cesara Luisa Menottiego, Sama Allardyce’a, Harry’ego Redknappa, etc. A przypomnijmy, że Guardiola sam ma 54 lata i mógłby służyć jako mentor dla innych.
Szczerość Guardioli po laniu w Madrycie zaskoczyła wielu. Przyznał on wprost, że niektórzy jego piłkarze nie są w stanie grać co trzy dni, mają problemy z silniejszymi i szybszymi, więc rekonstrukcja składu podczas letniego okna transferowego jest czymś oczywistym. Zapowiedział też, że decyzje personalne poprzedzą spotkania konsyliarne między lekarzami, fizjoterapeutami i samymi piłkarzami, którym trzeba będzie powiedzieć wprost, że nie dają rady sprostać wymaganiom. The Times od razu zaznacza, że aż 11 ludzi z kadry MC będzie miało latem 30 lat.
Zostawmy te problemy Manchesterowi, choć zastanówmy się, w jakim składzie może zagrać przeciwko Liverpoolowi. Oprócz wspomnianych Stonesa, Haalanda i Rodriego niedostępni są Manuel Akanji i Oscar Bobb. Dojdzie prawdopodobnie do jednej tylko zmiany – za Stonesa wejdzie Nathan Ake.
Popatrzmy na Liverpool. Tylko jedna porażka ligowa w całym sezonie (z Nottingham Forest) pozwoliła The Reds z taką przewagą prowadzić w tabeli. W Lidze Mistrzów przegrana z PSV Eindhoven w ostatniej kolejce nie miała żadnego znaczenia, wiadomo było, że podopieczni Slota na pewno znajdą się w czołowej ósemce i to z pierwszego miejsca. Delikatnym cieniem na tym obrazie kładzie się odpadnięcie z Pucharu Anglii. W zespole gości kontuzjowani są Cody Gakpo, Joe Gomez i Conor Bradley, który doznał urazu w końcówce meczu z Aston Villą. Generalnie Slot ma dużą możliwość manewru, choć nie wiadomo, czy Diogo Jota, który awizowany jest do pierwszego składu, z powodów zdrowotnych wytrzyma całe spotkanie.
Faworytem są goście, także dlatego, że gospodarze mieli niewiele czasu na regenerację – fizyczną i psychiczną. Na poziomie mentalnym starcie na Etihad może być gwoździem do trumny dla projektu Guardioli. Wiele wskazuje na to, że właśnie teraz dojdzie do ostatecznego przesilenia, gdyby wygrała ekipa z Anfeild.
Mój typ: 1:3.