Czas
Kursy
1.01
1000

Kanonierzy chcą strzelać do Liverpoolu

07.01.2024 17:30,
Autor zapowiedzi: Przemysław Iwańczyk
pic

W trzeciej rundzie Pucharu Anglii nie ma nic bardziej klasycznego niż starcie Arsenalu z Liverpoolem. Oba kluby sięgnęły po to trofeum aż 22 razy, londyńczycy są liderem klasyfikacji wszech czasów, sami zagrali w 21 finałach. Ich niedzielne starcie to także namiastka tego, co dzieje się w wyścigu po mistrzostwo Premier League.

Gospodarzem jest Arsenal, co jeszcze bardziej podnosi poziom niewiadomej wyniku. W rozgrywkach ligowych prowadzi bowiem Liverpool, a podopieczni Mikela Artety są na czwartym miejscu z pięciopunktową stratą i kilkoma nieudanymi potyczkami w ostatnim czasie. Kiedy w pięciu ligowych pojedynkach zgarnęli zaledwie pięć punktów, The Reds sięgnęli po 11 punktów. Wśród tych meczów było bezpośrednie starcie między niedzielnymi rywalami w Pucharze Anglii, okrzyknięte wtedy wydarzeniem końca roku, bo lider, a byli nim wówczas Kanonierzy, bił się z wiceliderem. Minęły ledwie dwa tygodnie i dochodzi do kolejnej konfrontacji, w której zdaniem bukmacherów Fortuny faworytem są gospodarze w podziale kursów 2,00 – 3,90 – 3,40. Wiemy więc, że niewiele wiemy, właściwie wszystko może się zdarzyć, czego dowodem są historyczne boje obu ekip w FA Cup. Jednym z najbardziej zapamiętanych jest ten sprzed dokładnie dziesięciu lat na Emirates. Z perspektywy The Reds był to sezon fatalny, bo choć na trzy kolejki przed finiszem byli liderem z trzypunktową przewagą, to jednak tytułu nie zdobyli przegrywając go z kretesem na rzecz Manchesteru City. Arsenal nie był wówczas w gronie drużyn walczących o tytuł, choć prowadził w tabeli nawet do 25. kolejki. I wtedy właśnie przegrał z Liverpoolem aż 1:5 rozpoczynając zjazd aż na czwarte miejsce. Małą okazją do satysfakcji było starcie z tym samym rywalem w 5. rundzie FA Cup, które londyńczycy wygrali 2:1, a w konsekwencji sięgnęli po trofeum. To Liverpool został ostatecznie z niczym, choć był typowany do wielu zaszczytów.

Zostawmy historię i jedno jest w tym wszystkim pewne, że żaden z trenerów nie chciałby w tym meczu remisu, bo w napiętym terminarzu oznaczałoby to dodatkowy mecz. Co przemawia za gospodarzami? Na pewno chęć zerwania z nieprzyjemnymi wydarzeniami grudnia. Druga sprawa to kłopoty kadrowe Liverpoolu. Tak to już jest, że co dwa lata styczeń bywa mało łaskawy dla drużyn, które mają w swoich składach graczy z Afryki, bo ci wybierają się na mistrzostwa swojego kontynentu, a na ogół są to przecież reprezentanci swojego kraju. I tak oto goście tracą przede wszystkim Mohameda Salaha, swojego najlepszego strzelca (18 goli) i asystenta (9 ostatnich podań) na wszystkich frontach. Także wyjazd Japończyka Wataru Endo na mistrzostwa Azji staje się kłopotliwy, bo od grudnia to podstawowy zawodnik w drużynie Jurgena Kloppa. Znacznie dłuższa jest lista graczy kontuzjowanych. Otwiera ją oczywiście Joel Matip, który rehabilituje się po zerwaniu więzadła krzyżowego w kolanie. Andrew Robertson na początku sezonu grał od deski do deski, do październiku zmaga się z kontuzjowanym barkiem. Konstantinos Tsimikas właśnie w ligowym starciu z Arsenalem zszedł z kontuzją obojczyka. Młodziutki Ben Doak zdążył zadebiutować, a już zmaga się z urazem kolana. Dla formalności dodajmy tylko, że Thiago Alcantara i Stefan Bajcetić nie zagrali w tym sezonie nawet minuty. I jakby tego wszystkiego było mało, w ostatnim meczu z Newcastle Dominik Szoboszlai zszedł z boiska z bólem kolana. Klopp szyje więc jak może, ale szeroka kadra pozwala mu na liczne manewry. Wygranymi kłopotów mogą stać się ofensywni zawodnicy, czyli Cody Gakpo, Diogo Jota, a także Ryan Gravenberch. Żaden z nich nie uzbierał w Premier League tysiąca minut, mają więc okazję podreperować konto, tym bardziej że już niebawem czeka Liverpool mecz z Fulham w Pucharze Ligo Angielskiej.

Arsenal jest pod tym względem w wiele lepszej sytuacji, bo najbliższe dwa tygodnie od niedzieli będzie miał wolne. A i kadrowo londyńczycy lepiej stoją. Na wspomniane już imprezy kadrowe wyjechali Egipcjanin Mohamed Elneny i Japończyk Takehiro Tomiyasu. Gdyby nie kontuzja, powołanie dostałby również reprezentant Ghany Thomas Partey, ale tak czy owak w niedzielę nie zagra. Urazy eliminując również Jurriena Timbera (po operacji kolana), Fabio Vieirę i Oleksandra Zinchenko, w przypadku którego nie warto ryzykować głębszej kontuzji.

Czy Arsenal może w tej sytuacji wyeliminować Liverpool jak przed dekadą? Statystyka przemawia za gośćmi, którzy w dotychczasowych bojach wygrali 94 razy, 64 razy był remis, a 82 razy zwyciężał Arsenal. W Pucharze Anglii to Kanonierzy wygrali trzy ostatnie starcia.

Mój typ: remis, który przyniesie powtórkę meczu.