Manchester United – Newcastle. Diabły smażą się w piekle
30.12.2024 21:00,
Zapowiedzi
29.12.2024
- Leicester – Manchester City. Nie śmiej się dziadku…
- Leicester - Man City
- Crystal P. - Southampton
- Everton - Nottingham
- Fulham - Bournemouth
- Tottenham - Wolves
- West Ham - Liverpool
- Milan – Roma
30.12.2024
Czy Ruben Amorim już żałuje, że wpakował się w projekt Czerwonych Diabłów? A może będzie to szkoleniowiec, który wreszcie przekona właścicieli, że budowane przez nich zespoły nigdy nie będą w stanie wypełnić niemałych przecież aspiracji? W poniedziałek na Old Trafford zobaczymy desperacką walkę ze strony Manchesteru United o powrót do górnej część tabeli, dla gości z Newcastle to z kolei próba wbicia do czołowej czwórki, w której niespodziewanie znalazł się Nottingham Forest.
Na razie Czerwone Diabły zmażą się w piekle. Choć kryzys to termin, który towarzyszy im od kilku sezonów, ten obecny jest naprawdę poważny, o czym świadczy dopiero 14. miejsce w tabeli. Wprawdzie do strefy spadkowej jest jeszcze bufor bezpieczeństwa, ale przecież nikt o zdrowych zmysłach nie powinien myśleć o tym, że MU wikła się w walkę o uniknięcie degradacji. Remedium na niepamiętany od lat koszmar miała być zmiana szkoleniowca. Portugalczyk Amorim przeszedł tym samym do historii jako najdrożej sprzedawany trener na kontynencie, bo najpierw Sporting Lizbona zapłacił za niego Sportingowi Braga, a teraz United musieli wykupić jego kontrakt z drużyny mistrza Portugalii. Pomogło tylko na chwilę, po jego przyjściu drużyna zdobyła cztery punkty w Premier League (remis z Ipswich i wygrana z Evertonem), pomiędzy była jeszcze wygrana z Bodo Glimt w Lidze Europy, więc wszyscy uznali, że wszystko wraca na właściwe tory. Na chwilę.
Gdyby nie wygrana z Manchesterem City - jakże prestiżowa, bo derbowa, w dodatku na wyjeździe – znów bito by na alarm, bo wygrana ta wpisała się w fatalną serię czterech ligowych porażek. I tak oto z dziewiątego miejsca Czerwone Diabły spadły o pięć lokat, ich ostatni mecz z Wolverhampton to znów festiwal głupoty, jaką była czerwona kartka Bruno Fernandesa w 47 minucie, a później gol stracony bezpośrednio z rzutu rożnego. A wszystko to w sytuacji, kiedy MU miał przewagę w posiadaniu piłki i wydawał się kontrolować spotkanie. Znów nie spisał się bramkarz Andre Onana, który miast być pewnym punktem jest punktem zapalnym większości niebezpieczeństw pod własną bramką. Ale przecież tak samo kiepsko jak gra w obronie wygląda siła rażenia ataku podopiecznych Amorima. Rasmus Hojlund nie jest graczem, który pchnie zespół do czołówki najmocniejszej ligi świata, podobnie jak Joshua Zirkzee nie jest w stanie udźwignąć tych samych oczekiwań. Na razie jednak dwukrotnie dalej jest do czołowej czwórki niż do trzech ostatnich lokat, które przynoszą spadek do Championship…
Sprawy skomplikowały się w momencie, kiedy doszło do konfliktu między szkoleniowcem a Marcusem Rashfordem, który już otwartym tekstem zakomunikował, że chce odejść. Na razie konsekwentnie od czterech meczów pomijany jest w składzie, więc nijak ma się to do słów szkoleniowca, który mówi, że liczy na tego napastnika. Chyba że Amorim chce udowodnić właścicielom Manchesteru, że skład, jaki ma do dyspozycji, nie gwarantuje realizacji celów. Pytanie tylko, czy taka strategia ma sens, czy raczej podkopuje autorytet szkoleniowca słynącego dotąd z tego, że ma świetny kontakt z zawodnikami. Odbiór całej sprawy jest ambiwalentny, Rashford nie jest pierwszym lepszym grajkiem, ale jednym z najważniejszych zawodników ostatnich lat, który w koszulce Czerwonych Diabłów rozegrał ponad 400 meczów. A wyniki są nieubłagane, gra bez Rashforda sprawdziła się tylko w derbach z The Citizens.
Poniedziałkowa konfrontacja MU z Newcastle jest niezwykle istotna, patrząc na układ tabeli. Dla gospodarzy to szansa, by wyjść ze wstydliwego miejsca, przesunąć się choćby o lokatę, bo wyżej od razu się nie da. Dla gości to okazja, by dogonić czołową czwórkę, do której niespodziewanie wskoczył Nottingham Forest. Co ciekawe, szkoleniowcem Newcastle jest Eddie Howe, którego rozważano jako kandydata w Manchesterze, kiedy kończyła się cierpliwość do Erika ten Haga. Teraz sprawa jest już do odkręcenia, podczas gdy fani z Old Trafford już zaczynają narzekać na Amorima. Tym bardziej będzie nerwowo, każde niepowodzenie, np. strata gola, może dodatkowo spętać nogi piłkarzom gospodarzy. Zwróćmy uwagę na jeden niepokojący kibiców MU fakt. Cztery porażki do początku grudnia to tylko krok od najgorszego wyniku w historii, kiedy we wrześniu 1962 roku w ciągu miesiąca Czerwone Diabły przegrały pięć razy w jednym miesiącu kalendarzowym…
Wracając jednak do Newcastle, Howe to w tej chwili jeden z zaledwie dwóch Anglików prowadzących zespoły w Premier League (drugim jest Sean Dyche z Evertonu). W poprzednim sezonie doprowadził swój zespół do siódmego miejsca w tabeli, choć rok wcześniej była to czołowa czwórka i gra w Lidze Mistrzów. Teraz Sroki nie mogą zadowolić się kampanią w Europie, więc całą swoją uwagę skupiają na ligę, Puchar Anglii, gdzie zaczną niebawem od trzeciej rundy, i Puchar Ligi Angielskiej, gdzie dotarły już do półfinału (rywalem będzie Arsenal). Ostatnie cztery mecze ligowe to trzy wygrane i porażka, w drugi dzień świąt z bagażem trzech goli wyjechała ze St. James’ Park Aston Villa.
Popatrzmy na sytuację kadrową w obu drużynach. Pisaliśmy już o czerwonej kartce Fernandesa, zawieszony jest również Manuel Ugarte, więc należy spodziewać się dwóch roszad i wejścia Casemiro oraz Christiana Eriksena. Wśród gości może dojść do jednej zmiany w porównaniu ze świetnym starciem przeciwko Aston Villi. Narzekającego na uraz Kierana Trippiera najpewniej zastąpi Matt Targett. Inni nieobecni to Callum Wilson, Jamaal Lascalles, Nick Pope i Sven Botman. Największą gwiazdą i największym zagrożeniem ze strony Newcastle jest oczywiście Alexander Isak, który strzelił aż siedem goli w pięciu ostatnich spotkaniach.
Poważny kryzys Manchesteru to jedna sprawa, ale akurat boje na własnym boisku z Newcastle z reguły wypadają na korzyść. Ostatnie 39 meczów ligowych u siebie to bilans 28-10-1. Dlatego można spodziewać się kłopotów gospodarzy, ale nie aż takich jak kolejna przegrana.
Mój typ: 1:1.