Chelsea - Man Utd
WYBLAKŁY KLASYK. Mecze Chelsea kontra Manchester United przez lata elektryzowały fanów piłki w Anglii, często odgrywały bardzo ważną rolę w walce o mistrzostwo Anglii. Teraz oba kluby są w odwrocie i o tytule nikt tutaj nie ma prawa marzyć. Chelsea to ligowy średniak, a Manchester United ma tylko iluzoryczne szanse, aby włączyć się do walk o Ligę Mistrzów. W tej rywalizacji notujemy teraz serię 12-tu meczów bez ligowego zwycięstwa Chelsea z United. Czy ta seria zostanie przedłużona? Trudno wskazać na faworyta tego spotkania, wszak oba zespoły nie wzbudzają zaufania swoją grą. W ostatni weekend również bardzo rozczarowały. Chelsea tylko zremisowała u siebie z beniaminkiem, Burnley, choć przez większą część meczu grała z przewagą jednego gracza. Z kolei United zagrał koszmarnie słabo na stadionie Brentford. Pszczoły oddały aż 31 strzałów na bramkę Czerwonych Diabłów, obijały obramowanie bramki Onany, ale gościom sprzyjało szczęście i wywieźli punkt z Community Stadium. Czy w czwartkowy wieczór, zobaczymy chociaż namiastkę dawnego blasku tych klubów?
Liverpool - Sheffield Utd
GOLE MAJĄ ZNACZENIE. Lider kontra outsider na stadionie lidera. Różne sensacyjne rezultaty padały w tym sezonie na stadionach Premier League, ale chyba tylko najwięksi optymiści wśród fanów The Blades liczą na zdobycz punktową w siedzibie The Reds. Sheffield Utd nie wygrał na Anfield od 30-tu lat i nic nie wskazuje, aby ta seria mogła zostać przerwana w czwartkowy wieczór. Liverpool ma dużo gorszy bilans bramowy od Arsenalu i przyjazd Szabel to dobra okazja, aby trochę tą różnicę zniwelować. Liverpool pod wodzą Jurgena Kloppa strzelił 695 goli w Premier League. Czy The Reds wpakują rywalowi 5 goli i pokuszą się o zdobycie jubileuszowego trafienia numer 700?
Man City - Aston Villa
NIEMOC MISTRZA. To zdumiewające, ale obrońca tytułu, Manchester City nie wygrał w tym sezonie żadnego meczu grając przeciwko klubom będącym w TOP5 ligowej tabeli. W sześciu takich spotkań Obywatele zanotowali 4 remisy 2 porażki. Te dwa przegrane mecze miały miejsce na stadionach Arsenalu i Aston Villi. To właśnie The Villans dziś wieczorem gościć będą na Etihad Stadium. Stoją przed szansą zaliczenia ligowego dubletu kosztem Manchester City po raz pierwszy od sezonu 1962/63. Taki scenariusz wydaje się mało prawdopodobny. Podopieczni Pepa Guardioli nie mogą sobie pozwolić na stratę punktów w tym meczu, jeżeli chcą się wciąż liczyć w walce o tytuł. Aczkolwiek pamiętajmy, że Aston Villa jest niepokonana na wyjeździe od pięciu spotkań w Premier League. W roku 2024 The Villans jeszcze nie przegrali w delegacji.
Brentford - Brighton
ROZRZUTNE PSZCZOŁY. Brentford w tym sezonie stracił już 28 punktów w meczach, kiedy obejmował prowadzenie. Takie trwonienie dorobku jest bardzo kosztowne. The Bees mają tylko 5 punktów przewagi nad strefą spadkową i nie mogą się czuć bezpieczne. I pomyśleć, że gdyby potrafili utrzymywać prowadzenie, to dziś mogliby walczyć o miejsce w europejskich pucharach, a nie martwić się o byt w Premier League. W sobotę The Bees podejmowali Manchester United, mieli ogromną przewagę, oddali na bramkę rywala aż 30 strzałów, a jednak mogli przegrać tamten. Czerwone Diabły przez większość spotkania dość rozpaczliwie się broniły, ale zdobyły gola w 96 minucie. Podopieczni Thomasa Franka potrafili jednak wyrównać tuż przed końcem doliczonego czasu gry. Czy przy okazji wizyty Brighton czekają nas równie wielkie emocje do końcowego gwizdka sędziego?
Arsenal - Luton
DOMINACJA KANONIERÓW. Arsenal udowodnił w niedzielę na Etihad Stadium, że jest bardzo poważnym kandydatem do tytułu. To inny zespół, aniżeli przed rokiem, kiedy to łatwo przegrał w siedzibie City. Teraz The Gunners postawili twardy opór, zremisowali w siedzibie mistrza i pełni wiary w siebie powalczą o mistrzowską koronę. W środowy wieczór na Emirates Stadium przyjeżdża Luton, a w spotkaniach z beniaminkami dominacja Kanonierów nie podlega dyskusji. W pięciu spotkaniach tego sezonu przeciwko beniaminkom, Arsenal zanotował same zwycięstwa i zdobył w nich aż 23 gole. The Gunners wygrał też 9 ostatnich spotkań podejmując beniaminków Premier League. Czy w tej sytuacji możliwa jest niespodzianka w środowy wieczór na Emirates Stadium? Mocno wątpliwe.
West Ham - Tottenham
DZIURAWA OBRONA MŁOTÓW. Wielu ekspertów wyraża opinię, że decyzja Davida Moyesa aby postawić w bramce West Ham na Alphonso Areolę broni się. Jednak liczby są innego zdania, a z nimi trudno dyskutować. West Ham w tym sezonie stracił po 29 meczach tylko jednego gola mniej, aniżeli przez cały poprzedni sezon, kiedy to bramki Młotów strzegł Łukasz Fabiański. Tak wielu bramek Młoty nie traciły od 14-tu lat. Jeszcze gorzej wygląda ten bilans w spotkaniach derbowych. West Ham stracił w tym sezonie już 19 goli w starciach z lokalnymi rywalami, co daje średnią 2.4 gola na mecz. We wtorkowy wieczór West Ham podejmuje Tottenham, to mecz derbowy, ale tym razem w bramce The Hammers zobaczymy Łukasza Fabiańskiego i miejmy nadzieję, że Polak zaliczy udany występ.
Burnley - Wolves
THE CLARETS WALCZĄ. Burnley nie przegrał żadnego z trzech meczów z rzędu, a to jest ich najlepsza seria w tym sezonie. Przed 31 kolejką tracą do bezpiecznego Nottingham tylko 4 punkty. W tej sytuacji, cudowna ucieczka, wydaje się coraz bardziej realna. Nastroje są bojowe, ale nie może być inaczej skoro grasz w osłabieniu na Stamford Bridge z Chelsea, przez całą drugą połowę meczu i dwukrotnie odrabiasz straty. We wtorkowy wieczór Burnley powalczy o drugie domowe zwycięstwo z rzędu, a takiej sztuki jeszcze nie udało się zaliczyć The Clarets w tym sezonie. Burnley nie przegrał żadnego z sześciu ostatnich spotkań podejmując Wilki na Turf Moor. Czy podopieczni Vincenta Kompany'ego przedłużą tę serię?
Bournemouth - Crystal P.
WISIENKI LUBIĄ ŚRODEK TYGODNIA. Bournemouth wygrał 4 z pięciu ostatnich meczów Premier League rozgrywanych w środku tygodnia. Wisienki notują bardzo dobry sezon, mają już 38 punktów, są w środku tabeli i mogą być spokojne o byt w Premier League. The Cherries wygrali w tym sezonie już 10 spotkań, w każdym z nich zdobywali minimum 2 gole. We wtorkowy wieczór na Vitality Stadium przyjeżdża Crystal Palace, a to sąsiad z ligowej tabeli. Orły nie błyszczą w delegacjach, na wyjeździe zdobyły tylko 15 goli, gorszy w tym względzie jest tylko Sheffield Utd.
Nottingham - Fulham
SKUTECZNE WIEŚNIAKI. Fulham w tym sezonie zanotował już 9 meczów, w których zdobywał minimum 3 bramki, tak było również w trzech z czterech ostatnich spotkań. To najlepszy sezon w tym względzie od kampanii 1965/66, kiedy to The Cottagers zanotowali 10 spotkań z minimum trzema bramkami w najwyższej klasie rozgrywek. We wtorkowy wieczór podopieczni Marco Silvy jadą na City Ground, a tam wygrali 4 ostatnie mecze ligowe i zdobyli w nich aż 11 goli. Nottingham w sobotę zremisował u siebie 1:1 z Crystal Palace i wydostał się nad strefę spadkową kosztem Luton. Biorąc pod uwagę, że The Hatters w tej kolejce grają z Arsenalem, jest bardzo prawdopodobne, że Nottingham pozostanie na bezpiecznym miejscu, tym niemniej warto punktować, aby złapać trochę oddechu przed nerwowym finiszem.
Newcastle - Everton
CO ZA POWRÓT! Newcastle przegrywał u siebie z West Ham 1:3 jeszcze na kwadrans przed końcem spotkania, na domiar złego kontuzji doznali Lascelles i Almiron. Na St.James Park panowały ponure nastroje. Jednak wiary w zespół nie tracił Eddie Howe, nie tracili jej też jego podopieczni. Ostatni kwadrans przejdzie do bogatej historii niezwykłych meczów w siedzibie Srok. Najpierw z karnego kontaktowego gola strzelił Aleksander Isak, a później zobaczyliśmy Harvey Barnes show. Wprowadzony w miejsce kontuzjowanego Almirona wszedł skrzydłowy Newcastle i popisał się dubelkiem, zwłaszcza drugi gol był przedniej urody. Barnes w tym sezonie zdobył 4 gole, wszystkie wchodząc na boisko, jako rezerwowy. We wtorkowy wieczór na St.James Park przyjeżdża Everton, który przegrał tam 3 mecze z rzędu i pozostaje bez zwycięstwa w Premier League od 12-tu spotkań.
Man City - Arsenal
MISTRZ KONTRA WICEMISTRZ. Wielki hit Premier League w Wielką Niedzielę. Na Etihad Stadium, mistrz Anglii, Manchester City gościć będzie wicemistrza, ale też lidera Premier League – Arsenal. Manchester City jest niepokonany u siebie od 38 spotkań, Kanonierzy jednak też mają czym straszyć, wszak wygrali wszystkie mecze Premier League w tym roku i zdobywają średnio ponad 4 gole na jedno spotkanie. Być może, kiedy ten mecz się rozpocznie, na szczycie będzie już Liverpool, który rozegra wcześniej mecz z Brighton. Po raz pierwszy od 2014 roku, trzy kluby na szczycie tabeli dzieli tylko 1 punkt po 28 rozegranych meczach. Jak sytuacja zmieni się po Wielkanocnych spotkaniach. Tak, czy inaczej czeka nas fascynujący wyścig „trzech koni” po tytuł Premier League.
Liverpool - Brighton
XABI ALONSO NIE POPROWADZI LIVEPROOLU. W styczniu Jurgen Klopp ogłosił, że z końcem tego sezonu, kończy swoją przygodę na Anfield, to był wielki szok. Dla kibiców The Reds wymarzonym następcą Kloppa był Xabi Alonso. Hiszpan to były gracz The Reds, zdobył z Liverpoolem Ligę Mistrzów i przyszedłby do klubu, który doskonale zna, wie jak ten klub funkcjonuje, stąd wydawał się idealnym wyborem. W piątek hiszpański szkoleniowiec oświadczył jednak, że pozostaje w Bayer Leverkusen, z którym prawdopodobnie w tym roku sięgnie po mistrzostwo Bundesligi, pierwsze w historii Leverkusen. W tej sytuacji, jednym z kandydatów, aby objąć schedę po Kloppie jest obecny szkoleniowiec Brighton – Roberto De Zerbi. Ten Włoski menadżer ma patent na Liverpool, czterokrotnie prowadził Mewy przeciwko The Reds i jest w tych spotkaniach niepokonany. Czy w niedzielę De Zerbi po raz kolejny zastopuje Liverpool?
Brentford - Man Utd
POWTÓRKI RACZEJ NIE BĘDZIE. W ubiegłym sezonie Brentford sensacyjnie rozbił u siebie Manchester United aż 4:0. Teraz w obozie Pszczół nastroje są dalekie od optymistycznych. The Bees w ostatnich sześciu meczach zdobyli tylko 1 punkt, strefa spadkowa jest coraz bliżej i rośnie presja na Thomasie Franku. W październiku na Old Trafford mecz miał bardzo dramatyczny przebieg, do 93 minuty Brentford prowadził 1:0, ale dwa gole w doliczonym czasie autorstwa McTominaya przechyliły szalę zwycięstwa na stronę Czerwonych Diabłów. Podopieczni Erika ten Haga ostatnio wyspecjalizowali się w zdobywaniu ważnych goli w samych końcówkach spotkań. Tak było podczas ostatniego meczu United, kiedy to w Pucharze Anglii podejmowali Liverpool. Najpierw na 6 minut przed końcem wyrównali na 2:2, a bramkę na wagę awansu zdobyli w ostatniej akcji dogrywki, wygrali 4:3 i o finał FA Cup zagrają z Coventry. Czy w sobotni wieczór na Community Stadium zobaczymy podobnie dramatyczne spotkanie?
Aston Villa - Wolves
DERBY WEST MIDLANDS. Zarówno Aston Villa jak i Wolverhampton notują bardzo dobry sezon. Podopieczni Unaia Emery'ego mają aż o 12 punktów aniżeli na tym etapie rozgrywek przed rokiem i walczą o miejsce w TOP4 i jest bardzo prawdopodobne, że w przyszłym sezonie The Villans zobaczymy w Lidze Mistrzów. Z kolei Wolves wielu ekspertów widziało w gronie drużyn walczących o utrzymanie. Tymczasem pod wodzą Gary’ego O’Neilla Wilki spisują się wyśmienicie, mają aż o 14 punktów więcej aniżeli przed rokiem, są w górnej części tabeli i śmiało mogą rywalizować i miejsce gwarantujące grę w europejskich pucharach. To derby hrabstwa West Midlands, gdzie ostatnio górą jest Wolverhampton, Wilki nie przegrały żadnego z sześciu ostatnich spotkań przeciwko The Villans. Czy ta seria zostanie złamana w sobotę?
Tottenham - Luton
POTRZEBA STABILIZACJI. Tottenham walczy o miejsce w TOP4, jednak aby ten cel osiągnąć musi prezentować dużo bardziej stabilną formę przez dłuższy czas. Dwa ostatnie wyniki Kogutów dobitnie pokazują jaką huśtawkę nastrojów fundują swoim fanom gracze Spurs. Po kapitalnym triumfie na Villa Park (4:0), nastąpiła szokująca klęska na Craven Cottage (0:3). Tottenham u siebie jest bezkompromisowy, nie zremisował na swoim Tottenham Hotspur Stadium żadnego z 19-tu ostatnich spotkań (w różnych rozgrywkach). W sobotę liczy się tylko zwycięstwo. Luton nie wygrał żadnego z ośmiu ostatnich spotkań ligowych, a w siedzibie Spurs wygrał tylko raz w najwyższej klasie rozgrywek (blisko 40 lat temu). The Hatters potrzebują punktów w walce o utrzymanie, ale wątpliwe, aby znaleźli jest na stadionie Spurs.
Sheffield Utd. - Fulham
SZABLE WCIĄŻ WIERZĄ. Sheffield Utd do bezpiecznego Luton ma 8 punktów straty, ale na Bramall Lane wciąż wierzą, że jeszcze nie wszystko stracone. Ostatni remis 2:2 wlał sporo optymizmu w piłkarzy The Blades. Jeżeli faktycznie podopieczni Chris Wildera wciąż marzą o utrzymaniu w Premier League muszą zainkasować 3 punkty w sobotę grając przeciwko Fulham. Sheffield Utd w tym roku nie wygrał jeszcze meczu domowego i jest pierwszym klubem w historii najwyższej klasy rozgrywek, który tracił minimum 5 bramek w trzech kolejnych spotkaniach domowych. Wieśniaki przyjeżdżają na Bramall Lane w znakomitych nastrojach po zwycięstwie 3:0 nad Tottenhamem. Podopieczni Marco Silvy wygrali 4 z sześciu ostatnich spotkań w Premier League i powalczą o miejsce w górnej części tabeli na koniec sezonu.
Nottingham - Crystal P.
UKARANY FOREST. Nottingham został ukarany odjęciem czterech punktów, za nadużycia finansowe i tym samym znalazł się w strefie spadkowej. Nie da się ukryć, że w tym sezonie zapanował kompletny bałagan związany z decyzjami podejmowanymi przy zielonym stoliku. Dotknęły one wcześniej Everton, któremu najpierw odjęto 10 punktów, później przywrócono 4 z nich. Ale na tym nie koniec. Ostateczne decyzje mają zapaść do 8-ego kwietnia. Najwięcej zarzutów jest skierowanych pod adresem Manchester City i Chelsea, ale wątpliwe, aby któryś z tych klubów został ukarany jeszcze w tym sezonie. Tak, czy inaczej Forest musi zacząć lepiej punktować, zwłaszcza na swoim City Ground, gdzie przegrał 7 z 9 ostatnich spotkań. Przyjazd Crystal Palace to dobra okazja, aby zapunktować. Orły nie wygrały na wyjeździe od listopada, notując w ośmiu ostatnich spotkaniach wyjazdowych Premier League bilans 0-3-5.
Chelsea - Burnley
CHELSEA ZŁAPAŁA RYTM. Przerwa na mecze reprezentacji nastąpiła w najmniej pożądanym momencie dla Chelsea. Podopieczni Mauricio Pochettino ostatnio są na fali, wygrali trzy z czterech ostatnich spotkań (w różnych rozgrywkach) i jeżeli wygrają zaległy mecz, to wskoczą do górnej części tabeli. The Blues wygrali 5 z sześciu ostatnich spotkań rozgrywanych na Stamford Bridge. Chelsea jest też w półfinale Pucharu Anglii, ale tutaj nie miała szczęścia w losowaniu, wszak na jej drodze stanie sam Manchester City. Burnley w ostatniej kolejce pokonał u siebie Brentford i tym samym zanotował pierwsze zwycięstwo w roku 2024. Do bezpiecznego Luton podopieczni Vincenta Kompany'ego tracą 5 punktów, więc wszystko jest jeszcze możliwe. Menadżer The Clarets podkreśla, że duch w zespole jest bojowy i wszyscy wierzą w utrzymanie.
Newcastle - West Ham
OGROMNE RÓŻNICE. Newcastle i West Ham to kluby, które były w skrajnie innej pozycji na tym etapie rozgrywek przed rokiem. Po 29 meczach rozegranych w ubiegłym sezonie Młoty wciąż były w grupie klubów walczących o utrzymanie. Teraz zgromadziły aż 16 punktów więcej i są w ćwierćfinale Ligi Europy. Stąd już teraz możemy uznać ten sezon za udany w wykonaniu podopiecznych Davida Moyesa. Zupełnie inaczej jest w przypadku Srok. Przed rokiem, na tym etapie rozgrywek Newcastle miał 13 punktów więcej. To największy „zjazd” spośród drużyn będących w górnej części tabeli. Trudno jednak o lepsze rezultaty w sytuacji, kiedy zespół ten prześladuje plaga kontuzji już od wczesnego etapu sezonu, a wśród graczy, z których nie mógł korzystać Eddie Howe są tak kluczowi piłkarze jak kapitan Kieran Trippier, bramkarz Nick Pope, napastnik Callum Wilson, czy Joelinton. W ubiegłym sezonie na St.James Park Newcastle zremisował z West Ham 2:2, co było sukcesem przyjezdnych, teraz podział punktów też jest całkiem prawdopodobny.
Dimitrov G. - Hurkacz H.
OSZUKAĆ PRZEZNACZENIE. Hubert Hurkacz po raz piąty zmierzy się Grigorem Dimitrovem, wszystkie wcześniejsze pojedynki tych panów padły łupem doświadczonego Bułgara. Jednak gdzie ma Hubert przełamać tą fatalną serię jak nie w Miami Open? To tutaj Hurkacz wygrał swój pierwszy turniej rangi Masters, a Dimitrov nigdy nie przebił się do ćwierćfinału, choć gra w Miami już po raz 13-ty. Dwa razy wcześniej docierał do IV rundy, w roku 2012 przegrał z Janko Tipsarevicem, a w roku 2016 z Gaelem Monfilsem. W meczach trzeciej rundy obaj panowie stoczyli skrajnie inne pojedynki. Grigor rozbił Yannicka Hanfmanna 6:1,6:0 w zaledwie 47 minut. Hubert pokonał Sebastiana Kordę 7:6,6:7,6:3 a mecz trwał 2 godziny i 18 minut. Czy Hubert Hurkacz po raz pierwszy pokona Grigora Dimitrova i po raz trzeci w karierze awansuje do ćwierćfinału w Miami Open.